No i zaczęło się. Jedziemy na lotnisko w Krakowie. Sporo ludzi chociaż 6.30 rano. Stanęliśmy w kolejce do odprawy. Pan wziął nasze paszporty i szpera w systemie. Po 15 minutach mówi, że niestety Małgosi nie ma na liście pasażerów a ja z chłopakami mamy coś pochrzanione w rezerwacjach. A samolot do Wiednia odlatuje za 50 minut. Poszedł coś sprawdzać. Siedzieli w 4 osoby i w końcu po 15 minutach się udało. Mamy bilety, ale 2 miejsca w 25 a 2 w 29 rzędzie. Chwila pożegnań z Rodziną. Dwa lata minie szybko. Idziemy do bramki. Kolejka do kontroli a przez megafony wzywają nas na pokład. Ale wstyd. No cóż, przepraszamy ludzi w kolejce i jakoś udaje nam się nie spóźnić.
Lecimy do Wiednia ATR-em-42. Chłopakom się podoba, bo kręcą się śmigła.
Po godzinie lądujemy w Wiedniu. Na lotnisku znajdujemy jakoś miejsca do siedzenia, bo strasznie dużo ludzi czeka na odloty. I czekamy 5 godzin. Wreszcie wyświetla się na tablicy - Tokyo. Idziemy do odprawy. Poszło bardzo szybko i sprawnie. Wsiadamy do samolotu. Po pertraktacjach udało się zamienić miejsca z innymi podróżnymi i Małgosia z chłopakami siedzą w jednym rzędzie a ja przed nimi. Podróż trwała 11 godzin ale czas minął szybko, bo karmili bardzo dobrze i puszczali video.
O 8.20 czasu japońskiego lądujemy na lotnisku Narita koło Tokio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz